<<< poprzednia strona | następna strona >>>
Mongolia 2008 część II
18 czerwca 2008 - środaKontynuujemy podróż na północ. Obławiam okolice mostu na rzece Eg. Łowię w krystalicznie czystej wodzie (rzeka podobna wielkością do Ideru) małego lenoka i lipienia. Chyba jest tu mało ryb, a rzeka mało żyzna. Za to lata niesamowity, nakrapiany chruścik. Jedziemy dalej, na wschód - do źródeł Jargis-goł. Próbuję łowić na wysokości ujścia Cagerijn-goł, ale ryb w rzece nie ma i jest za mało wody. Obławiam też kawałek pięknej Hołchan-goł o krystalicznie zielonej wodzie i pięknych dołkach, ale też zero. Mamy nieco uciechy z przeprawianiem kóz przez rzekę, o co prosi nas przechodzący pasterz (Darchintyn-goł jest za mała do łowienia). Ostatecznie obozujemy nad Arig-goł niedaleko Cagaan Uur, ale po drugiej stronie wielkiej zalesionej góry. Jest pieczenie placków cebulaków (Joasia się uczy), a wieczorem w rzece łowię lenoki 43, 43 i 38 cm.
Most na Egin-goł
Łowy w jamce pod mostem
Popluskać się w krystalicznych wodach Eg
Portret Gonsuha nad rzeką
Nakrapiany chruścik - nigdy takiego nie widziałem, może to jakiś nieznany gatunek?
Czyżby to był jakiś wodny mech?
Przeprawa kóz przez rzekę
Zwijamy obóz przy źródełku nad Arig-goł, schniemy po nocnym deszczu i ruszamy dalej. Jedziemy do Cagaan Uur. Od razu widać, że wybory blisko - flagi, wiece, cuda. W sklepie zaopatrzenie marne - chleb spod lady i ogórki. Jedziemy do jednostki wojskowej - tam płacimy od razu sztrap za przebywanie w strefie przygranicznej bez zezwolenia. Potem jedziemy obejrzeć rzekę Uur - most jest zawalony, ale rzeka wygląda obiecująco - wielka jama pod mostem bardzo mnie ciekawi. Musiała tu iść gigantyczna woda, bo wszędzie leżą naniesione wielkie drzewa. Suchee jedzie obłaskawić lokalnego ekologa. Zajmuje to godzinkę, ale można jechać dalej bez żadnych ceregieli. Udajemy się w górę rzeki Uur. Podczas krótkiego postoju Suchee demonstruje jak spożywać dżdżownicę. To dla nas dość dziwne doświadczenie, ale faktem jest, że to źródło białka dobre, jak każde inne. Znajdujemy piękne miejsce na obóz. Trawa, modrzewie, ostoja osłonięta krzakami od świata, ładna jamka w rzece tuż obok. Zaszywamy się tu. Łowię na zupę lenoki 37, 37, 33, i 46 cm oraz niewielkiego lipienia. A wieczorem - na tajmienie. Biorą w szybkim nurcie na środku jam. Jeden mały - 66 cm bierze na Aglię long nr 5, drugi, przy przechodzeniu przez rzekę, łakomi się na Salmo Whitefish 18 cm fluopomarańczowego. Ryba jest niesamowicie gruba i ma długość 115 cm. Joasia pomaga mi wytaszczyć stwora na brzeg. Wracamy do obozu w nocy, śpimy twardo.
Na tym wzgórzu widać zjedzone przez owady modrzewie, w tym roku jest ich wyjątkowo dużo
Ukwiecona na pomarańczowo wiosenna dolina potoku
Ulubione mongolskie kwiaty
Żółty mak
UAZ w drodze
W cieniu można odsapnąć
Wielki zawalony most na Uur
Można się wspiąć na taką niebezpieczną konstrukcję
Na moście, a w dole pasą się krowy
Joasia łowi przy naszym obozowisku
Lenoczek mały, a cieszy!
Natalka, jak każdy uczestnik eskapady, nosiła dla bezpieczeństwa gwizdek
Widok na rzekę Uur
Uur - dzikie i piękne łowisko
Wielka jama w Uur wieczorową porą
Kipiel na środku rzeki - tajmień zagryzł przynętę
Joasia taszczy wielką rybę
Tajmień - król Uur-goł
Śpimy długo. Ranek jest ciepły i pochmurny. Woda w rzece wezbrała i zmętniała. W górach musiało nieźle padać. Dojadamy zupę, otwieram zguszonkę, kończymy pieczone placki. Jest leniwie. Koło obozu Joasia łowi lenoka 34 cm, a ja 47 cm. Wieczorem przyjeżdżają ekolodzy - koledzy Suchee, idziemy w górę rzeki na tajmienie. Woda wezbrała i leje. Uparcie obławiam niezłą jamkę i kilka obiecujących miejsc z powalonymi drzewami. Niestety, nic nie złowiłem. Wracamy w nocy, cały czas pada, straszna noc.